Filiżanki najlepiej zapełnić kawą, serca miłością... W deszczu, we mgle, w słońcu, w autobusowych przystankach i zakorkowanych ulicach, cztery osoby, próbujące zagłuszyć jednostajność dni, pracą. Patrycja pracuje w archiwum filmowym, marzy o prawdziwej miłości i jest święcie przekonana, że ta sfera nie jest dla niej dostępna... aż nadchodzi dzień, w którym spotyka nieufnie nastawionego do kobiet Radka. Renata, matka dwóch bliźniaczek, podejmuje decyzje o rozwodzie. Szukając pracy, napotyka na swej drodze Piotra, szefa firmy, dla którego praca jest ucieczką od bolesnych wspomnień. Gdy życie daje w kość, trzeba iść dalej, ale nigdy nie wiadomo, co czeka za zakrętem...

Fragment powieści


Rozdział pierwszy 
Lustrzana opowieść 


Lustro wykazywało się ogromną podłością. I wcale nie dlatego, że pokazywało trzy kreseczki pod prawym okiem, zaczerwienienie na brodzie oraz bladość policzków. Płytkie i właściwie niewidoczne zmarszczki oraz ślad po usuniętym pryszczu szybko zatuszował odpowiednio dobrany korektor, a białą cerę musnął puder, nadając jej odrobinę żywszą barwę. Lustro było podłe, ponieważ kłamało. Każdego poranka w najokrutniejszy z możliwych sposobów informowało Patrycję, że jest atrakcyjną, młodą kobietą, która może i powinna się podobać. Każdego wieczoru zadawało pytanie, dlaczego znów poniosła druzgocącą porażkę w walce o szczęście. A przecież powinna wygrać. Lustro było podłe, gdyż zapominało o upływie czasu i wciąż chciało oglądać piękną dziewczynę z oczami w kolorze rozgrzanego słońcem, soczysto zielonego liścia klonu, burzą loków dookoła twarzy, miękkimi wargami, skłonnymi do uśmiechu, oraz niedużym, lekko zadartym nosem. Podkreślało dziecięcość nieco pucołowatych policzków z dołeczkami, zapominając, że w pewnym wieku należy już dorosnąć, wyzbyć się atrybutów młodości, rozpoącząć dorosłe, odpowiedzialne życie. 

Patrycja była odpowiedzialna. Od czternastego roku życia utrzymywała się sama, zacięcie walcząc o odrobinę szacunku. Chciała lepszego życia, dlatego, wbrew rozsądkowi, poszła do liceum, a nie do zawodówki, zdała maturę i dostała się na studia. Nie, nie była najlepsza na roku. Wciąż miała za mało czasu na naukę, gdyż ponad trzy godziny dziennie spędzała w autobu¬sach, musiała sama ugotować, sprzątnąć, zdobyć ja¬kieś pieniądze na zakupy. Średnią ocen miała jednak wysoką, więc zawsze otrzymywała stypendium. Mimo sukcesów na polu naukowym uważała się jednak za kobietę porażkę. Tak wiele by chciała, a właściwie nic nie mogła. Praca po pięciu latach studiów nie dawała planowanej satysfakcji. Nie była nawet fascynująca. Ot, wyszukiwanie w archiwum materiałów na podany temat. Niby codziennie poruszała się w ukochanym za młodu świecie książek, czuła słodkawy zapach stare¬go papieru, oglądała półki wypełnione opasłymi tomami, ale rzadko do nich zaglądała. Jako źródło wiedzy na pożądany przez klienta temat już nie fascynowały. Zresztą, Patrycji nikt nie pytał, czy przeczytała daną książkę i ma o niej coś do powiedzenia. Ona, niczym bezmyślny robot, powinna ją tylko podać na właściwe stanowisko w czytelni i najlepiej jeszcze otworzyć na odpowiedniej stronie. Czytelnictwo wybiórcze, tak to nazywała, było tym, czym się najbardziej brzydziła, a teraz musiała brać w nim udział.
Praca w archiwum telewizyjnym zapewniała jed¬nak stały, niemały dochód miesięcznie, gwarantowała pakiet ubezpieczeń, odprowadzenie składek na 

fundusz emerytalny oraz dawała spokój o jutro. A że nie była fascynująca, że przygniatała monotonią, że nie pozwalała na realizację ambitnych planów to już zupełnie inna sprawa. Patrycja chciała w życiu czegoś poza monotonią, której powtarzalność i przewidywalność nie nastrajały optymistycznie. Pragnęła być potrzebna, kochana, ważna. Wcale nie ważna w sensie zawodowym, gdyż ze stażystki szybko awansowała na młodszego dokumentalistę, a później na samodzielnego pracownika. Przebąkiwano nawet o powierzeniu jej stanowiska kierowniczego po odejściu na emeryturę starszej koleżanki. Docenienie zawodowe na pewno dałoby Patrycji satysfakcję, świadomość docenienia, ale nie było szczytem marzeń. Ona chciała być ważna nie ze względu na zajmowane stanowisko, ale ważna dla kogoś. Tyle, że ten ktoś nie chciał zaistnieć w jej życiu. 

Smak niespełnionej miłości poznała już w podstawówce, kiedy zakochała się w najprzystojniejszym koledze z klasy, a on nawet nie chciał spojrzeć na okrąglutką, skromnie odzianą i chorobliwie nieśmiałą dziewczynkę. Później przestała być okrąglutka, ale tego nikt nie zauważył, poza lustrem. Ubrania pozostały skromne, z konieczności najtańsze, a nieśmiałość zasłoniły usta zaciśnięte w stanowczą kreskę, zimne spojrzenie i nieznaczne uniesienie zadartego nosa. Lepiej być wyniosłą niż nieśmiałą. Wtedy tak uważała, co jednak nie znaczyło, że męska ignorancja bolała mniej. Kiedy ujrzała, jak najsympatyczniejszy kolega z roku przemierza korytarz uniwersytetu, trzymając za rękę inną dziewczynę, serce w klatce piersiowej ścisnęło się boleśnie. Oczywiście po twarzy nie przebiegł nawet cień rozczarowania, tylko poduszka miłosiernie przyjęła nocne łzy. A rano podłe lustro zadało pyta¬nie „dlaczego”. Przecież tamta była brzydsza, irytowała piskliwym śmiechem i nie potrafiła się płynnie wypowiadać. 

Praca w archiwum nie przynosiła klęsk uczuciowych, gdyż trudno się zakochać w podstarzałym dziennikarzu, który nie ma w sobie ani krzty męskości, a zależy mu tylko na odmłodzeniu twarzy, żeby ładnie wyglądać przed kamerami. Oczywiście czasem do czytelni wkraczał młodzieniec, ale był tak pochłonięty opracowywaniem audycji czy programu telewizyjnego, że zupełnie nie zwracał uwagi na osobę układającą materiały na stole. Może i Patrycja była zdesperowana, ale nie na tyle, żeby obdarzyć uczuciem kogoś, kogo właściwie nie znała. Owszem, chciałaby poznać. Nie miała jednak odwagi, by to zaproponować. A okrut¬ne lustro mówiło codziennie, że jest głupia, gdyż tylko osioł nie dostrzegłby jej uroku. Widocznie spotykała samych osłów. 

Właściwie na tym mogłaby się ta historia zakończyć, gdyż ma i początek, i rozwinięcie, i pointę, która może nie zachwyca, ale ma w sobie sporo prawdy. Tyle że żadna opowieść nie powinna zostawiać zaciekawionego czytelnika z uczuciem niespełnienia w sercu. Mając to na uwadze, pozwoliłam sobie śledzić Patrycję, która pewnej grudniowej soboty postanowiła wybrać się na zakupy do centrum handlowego. Nie miała ochoty kupować świątecznych prezentów, bo niby dla kogo? Miała brata z wyboru, ale ciepły sweter dla niego i wypasiona książka już od kilku dni spoczywały w szafie, na najwyższej półce. Szary kot w czarne prążki, któ¬ry mruczał jej wieczorami kołysankę do ucha, nie był wymagającym towarzyszem. Wystarczyła mu miska z wodą oraz druga, najlepiej pachnąca rybą. O odrobinę czułości od właścicielki potrafił się sam postarać, a ona jej nie żałowała. Po cóż więc Patrycja poszła do centrum handlowego tuż przed świętami, kiedy kolejki były niemal kilometrowe, a ruch i gwar dorównywały natężeniem ruchowi na Trasie Łazienkowskiej w godzinach szczytu? Chciała pobyć wśród ludzi, posłuchać kolęd, nasycić się ciepłem świąt. Może to i głupie szukać atmosfery Bożego Narodzenia w sklepie, ale dziewczyna chwilowo nie miała innego pomysłu. 

Gdy już nacieszyła wzrok aniołkami sprzedającymi opłatek, girlandami zdobiącymi każdy zakamarek pasażu handlowego oraz blaskiem lampek choinkowych, skupiła uwagę na wystawach. Chciałaby kupić jedną z tych pięknych sukienek, odpowiednich na bal sylwestrowy. Niestety, kreacja tylko kurzyłaby się w szafie, gdyż nigdy by jej się nie przydała. Patrycja nie miała z kim świętować rozpoczęcia nowego roku. Jej sylwester od lat wyglądał tak samo, szła spać o zwykłej porze. Obudzona wystrzałami petard wstawała z łóżka i podchodziła do okna. Pokaz sztucznych ogni, chłód przeszywający ramiona oraz świadomość wszechogarniającej samotności zwykle wyciskała z oczu kilka łez. To nic. 

Patrycja zagryzła dolną wargę, żeby się nie rozkleić i utkwiła wzrok w ciemnozielonej sukience z cienkie¬go, błyszczącego materiału. Strój idealnie odzwierciedlał jej gust. Szerokie ramiączka, dopasowany gorset oraz poszerzana, ale nie szeroka spódnica. Do tego biały pasek, lekkie pantofelki na obcasie i można by przetańczyć całą noc. Gdyby było z kim… Tymczasem przeniosła wzrok na inną sukienkę. Idąc niespiesznie wzdłuż wystawy, zastanawiała się, dlaczego los poskąpił jej tego, co inni mają na wyciągnięcie ręki, często nie doceniając. Oprzytomniała dopiero, kiedy w szybie ujrzała swoje odbicie. Sklepowe okno niepostrzeżenie zamieniło się w lustro, zmuszając dziewczynę, aby wróciła myślami do rzeczywistości. Należało przygładzić potargane włosy, zetrzeć z policzka nieposłuszną łzę żalu, zacisnąć usta w stanowczą kreskę, ale wcześniej pozwolić im na uśmiech. O tak, biel zębów ładnie odbiła się od srebrnej tafli. A gdyby tak musnąć wargi błyszczykiem? Nabrały koloru i wdzięku, co w połączeniu z nową fryzurą, którą Patrycja sprawiła sobie kilka dni temu, oraz jasnozielonym szalikiem sprawiło, że w zwierciadle pojawiła się urocza kobieta. 

Podłe lustro znowu skłamało, znowu dało złudzenie niemającego się ziścić szczęścia. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, żeby nacieszyć nim wzrok. Patrycja przywołała na usta zalotny uśmiech i leciutko przechyliła głowę w lewo. Kasztanowy pukiel opadł na czoło, dodając twarzy uroku. 

Pewnie stałaby tak jeszcze kilka chwil, podziwiając osobę po drugiej stronie lustra. Chciałaby nią być, mieć w oczach taką beztroskę, podobać się sobie i innym, ale nie, należało wrócić do rzeczywistości. Ciężka ręka opadła na ramię Patrycji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz